Sarmackie ostatnie pożegnanie

avatar
(Edited)

Nieodłączną częścią mojej wizyty u dziadków jest lektura czasopisma Niedziela z aktualnego tygodnia. Przeglądam, żeby rzucić okiem co w trawie piszczy, zwłaszcza, że na co dzień nie przeglądam prasy i nie oglądam TV. Tak też było w ubiegły weekend. Moją uwagę przykuł artykuł o sarmackich pogrzebach autorstwa Grzegorza Gadacza.

Pokrótce opiszę najciekawsze sarmackie zwyczaje. Wszystko co działo się do momentu śmierci wyglądało podobnie jak dziś, z tym, że częściej umierano w domach, wśród bliskich. Taka śmierć była uznawana za dobrą i o taką się modlono, szczególnie ceniąc możliwość spowiedzi i uregulowania ostatnich spraw. Natomiast wszystko co działo się potem zależało od statusu społecznego.

Zwłoki magnatów i szlachciców były ubrane w najwystawniejsze stroje, włączając w to biżuterię i ozdoby. Trumna posiadała szybkę na wysokości twarzy zmarłego, dzięki czemu był zachowany niejako kontakt z ciałem. U schyłku XVI wieku zastąpiono ową szybkę portretem zmarłego. Nierzadko ciało czekało na pogrzeb wiele miesięcy – wszystko to było spowodowane koniecznością zawiadomienia porozrzucanych po kraju krewnych. Sama ceremonia pogrzebowa była przygotowana z myślą o najmniejszych detalach. Kolor płótna na trumnie nie był bez znaczenia: szare płótno przynależało pokutnikom, purpurowe zaś poległym na wojnie. Istotnym elementem pogrzebu była specjalna konstrukcja, którą umiejscawiano przed ołtarzem, była to tzw. twierdza boleści (łac. castrum doloris). W jej centrum znajdował się wysoki katafalk, na którym stawiana była trumna. Katafalk miał kilka kondygnacji, na stopniach stawiano świece i lampy, samą zaś konstrukcję zdobiły liczne płaskorzeźby związane ze zmarłym i jego rodem.

portret_trumienny.jpg
Portret trumienny Stanisława Woyszy (1677)

Uroczystości pogrzebowe poprzedzało kilkudniowe bicie w dzwony. Ważnym elementem była procesja z domu zmarłego do kościoła. W procesji znanych magnatów i szlachty brały udział wszystkie warstwy społeczne: od wojska, przez uczniów lokalnych szkół po ubogich i bezdomnych. Ci ostatni mogli w tym dniu liczyć na hojną jałmużnę. Ważne było także grono duchownych – im liczniejsze, tym lepiej. W pochodzie żałobnym miejsce za trumną zajmowały procesyjnie niesione szable, insygnia władzy, herby zmarłego. Ciekawym elementem pochodu był odpowiednio ucharakteryzowany jeździec, który przypominał zmarłego. Odnosiło się wrażenie jakby nieboszczyk sam siebie żegnał z tego świata. Efektownym widowiskiem był wjazd pędzącego rycerza do świątyni. Mianowicie, po zakończonej Mszy Świętej, rycerz w pełnej zbroi galopował do kościoła i kruszył kopię przed katafalkiem, następnie upadał na podłogę. Zwyczaj ten nie podobał się władzom kościelnym, jednakże lud kochał tę tradycję i próbowano uczynić ją jeszcze bardziej sarmacką, np. wykładano podłogę materiałem, który miał zwiększyć rumor upadającego rycerza. Przy tej okazji niszczono także broń i inne oznaki władzy (chorągwie, pieczęcie itp.).


44_castrum_doloris_marii_klementyny.jpg
Castrum doloris Marii Klementyny Sobieskiej

Kolejnym punktem – już po złożeniu ciała w grobie – były mowy pożegnalno-pochwalne. Część mniej oficjalna to tzw. żałobny chleb, czyli stypa. Stypa po sarmacku była po prostu wystawną imprezą, na której nie stroniono od alkoholu. Nierzadko skutkiem takiej stypy były głębokie urazy zagrażające życiu lub po prostu nowy pogrzeb.
Sarmacki pogrzeb nie był tanim wydarzeniem, często zadłużano się, żeby wystawić odpowiedni pochówek. A jeśli dochodziło już do skromnych pogrzebów to na wyraźne życzenie zmarłego zawarte w testamencie. Skromnej ceremonii chciał m. in. hetman Stanisław Koniecpolski, który zapisał w testamencie, aby sowicie opłacić duchownych odprawiających Msze za jego duszę oraz biednych, którzy przyjdą na pogrzeb

żeby za tę jałmużnę grzeszna dusza moja przed majestatem najwyższego Boga kapłańskimi i żebrackimi modlitwami ratowana była

Cóż… zmarły zza grobu już nie przemówi i nie sposób było z tego nie skorzystać. Otóż, rodzina zmarłego często nie respektowała zapisów w testamencie lub kreatywnie je obchodziła. Wystawny pogrzeb świadczył o potędze rodu. W ciekawy sposób zorganizował pogrzeb swojej matki król Jan III Sobieski. Nakazała ona pochować się bez wszystkich ceremonii, jak najubożej. Więc król jednego dnia zorganizował skromny pochówek z wygrawerowanym „Sic mater voluit” (łac. tak matka chciała) na katafalku, zaś kolejnego dnia, na innym katafalku, napisał „Sic filium decuit” (łac. tak zdecydował syn) i urządził wielce wystawną uroczystość pogrzebową.

W podobnym tonie były odprawiane nabożeństwa w rocznice śmierci, zwłaszcza w pierwszą.


Post zgłaszam do konkursu Tematy Tygodnia #5 w temacie "Wiedza o Sarmacji".
Tutaj link: https://peakd.com/hive-199021/@hive-199021/tematy-tygodnia-5

Zdjęcia:
[1] — Portret trumienny Stanisława Woyszy
[2] — Castrum doloris Marii Klementyny Sobieskiej



0
0
0.000
3 comments